Ciężko jest napisać coś o sobie dlatego polecamy artykuł który ukazał się po 30 latach działalności.

Zajazd na Górkach to miejsce, które nie sposób pominąć, jeśli jedziecie trasą Myślenice-Dobczyce. Kto raz skosztował tu obiadów – z chęcią wraca, a kto jeszcze nie miał tej sposobności – niech szybką ją nadrobi.

Na początku był bar, który w 1990 roku otworzyli Jan i Maria Sukta, obecnie jest to restauracja z pysznymi, domowymi obiadami oraz pokoje do wynajęcia. Pokoleniową pałeczkę przejął po rodzicach syn Łukasz, który obecnie prowadzi restaurację.

– Dla nas przełomowy był rok 1990 – opowiada pani Maria Sukta – wtedy wraz z mężem otworzyliśmy bar na parterze domu.

– To były złote czasy dla przedsiębiorców – mówi pan Łukasz – wystarczyło mieć pomysł i odwagę do działania i interes naprawdę dobrze prosperował.

Początkowo w barze była skromna kuchnia, ale potem przyszła decyzja, by rozwinąć działalność gastronomiczną i tak państwo Suktowie zdecydowali się na budowę obecnej restauracji.

– Chcieliśmy karmić ludzi, którzy nas odwiedzają – wspomina pani Maria – postanowiliśmy więc zainwestować pieniądze i wybudować większy budynek, w którym mieściłaby się i restauracja i pokoje do wynajęcia. Budowa trwała bardzo długo, jakieś osiem lat, bo wszystko robiliśmy własnymi środkami, bez kredytów i własną pracą, w budowie pomagali nam bracia i tak pomału, pomału – udało się.

– Obecnie z wynajmu pokoi korzystają głównie przyjezdni pracownicy, ale pojawiają się również, zwłaszcza w okresie wakacyjnym turyści – opowiada pan Łukasz.

Pierwsze pokoje do wynajęcia, połączone z agroturystyką, mieściły się w domu państwa Suktów, można powiedzieć, że na tym terenie byli prekursorami agroturystyki, swoim gościom oprócz noclegu oferowali również domowe wyżywienie. Obecnie restauracja działa na pełnych obrotach, oprócz klientów indywidualnych, w Zajeździe na Górkach organizowane są imprezy okolicznościowe: chrzciny, komunie, małe przyjęcia, stypy, spotkania klasowe, firmowe czy wigilijne. Jak przyznaje pan Łukasz w tygodniu ruch jest umiarkowany, ale w weekendy pracy jest dużo. Widać to z resztą po pełnym parkingu przed Zajazdem w niedzielne popołudnie. Kto raz skosztował tutejszej kuchni z pewnością wraca.

– Wracający klient, to dla nas najlepsza reklama – mówi z uśmiechem pani Maria.

– Staramy się, zapewnić jak najlepszą jakość naszych posiłków, dlatego stawiamy na produkty najlepszej jakości – mówi pan Łukasz. – Niesłabnąco popularnością cieszy się nasz żurek, który ma już właściwie swoją renomę, mamy również przepisy z dziada, pradziada, nad których recepturą czuwa mama. Na pewno podstawą jest domowy rosół, bigos robiony jak na święta: z suszonym grzybkiem i śliwką, placki ziemniaczane z gulaszem, fasolka, czy ręcznie lepione pierogi.

– Z takich domowych smaczków nie mogło u nas zabraknąć wiejskiego chleba, który sami wypiekamy, do tego oczywiście smalczyk i ogóreczek kiszony – wszystko własnej produkcji – dodaje pani Maria.

Obok tradycyjnych potraw, nieodłącznie kojarzących się nam z rodzimą kuchnią polską, w menu nie brak również i innych dań, a prawdziwą furorę robią desery. Nic dziwnego, nie ma nic lepszego niż domowe ciasto, świeżo upieczone z dobrej jakości produktów.

Zajazd na Górkach to miejsce, gdzie dobrze czują się całe rodziny. Wpływ na to ma nie tylko zróżnicowane menu, ale również wystrój miejsca, znajduje się tu i taras, i plac zabaw dla najmłodszych i akwarium z pięknymi okazami ryb oraz – cieszące się dużą popularnością zwłaszcza wśród najmłodszych gości – kolorowe papużki.

Zwierzęta, to obok kulinarnej, kolejna pasja rodzinna. Pan Jan, po przekazaniu zarządzania restauracją w ręce syna, oddał się swojemu ukochanemu hobby, jakim są konie. W efekcie tego często przez Zajazdem możemy zobaczyć pasące się źrebaki. Zresztą możemy je nie tylko oglądać, pan Jan organizuje również przejażdżki bryczką, w sezonie zimowe kuligi, a przez cały rok można u niego skorzystać z nauki jazdy konnej. Uprawnienia instruktorskie ma również jego syn Łukasz.

Jak przyznają stali bywalcy: to miejsce z sercem, gdzie każdy czuje się po prostu dobrze. Warto tu wpaść nie tylko na przepyszny obiad, ale i niedzielną kawę z domowym ciastem.

Jak przyznają zarówno pani Maria, jak i pan Łukasz, najlepsze lata dla własnej działalności to był okres lat 90-tych. Obecnie rynek gastronomiczny jest dużo trudniejszy, a z roku na rok staje się coraz cięższy.

– Ciężko jest właściwie od 2019 r. – przyznaje pan Łukasz – wówczas nastąpił duży skok cen na rynku, trzeba było szybko reagować, później przyszła pandemia i lokdawny, a teraz mamy inflację i galopujący wzrost cen, jednym słowem: nie jest łatwo.

Jak udało się przetrwać pandemię? Jak mówi pan Łukasz: – Trzeba było po prostu przerzucić się na dania na wynos. Z perspektywy czasu patrząc: nie było tak źle, mogliśmy liczyć na pomoc państwa, inaczej mogłoby być bardzo ciężko. Jednak pokłosiem pandemii i zamknięcia lokali jest obecnie duży deficyt wykwalifikowanych pracowników w branży gastronomicznej; część osób wyjechała, część się przebranżowiła i nie chcą już wracać do gastronomi. Bo to ciężki kawałek chleba: praca siedem dni w tygodniu, w wolne weekendy, wakacje. Zazwyczaj w weekendy ludzie odpoczywają, dla nas to czas, kiedy pracy jest dwa razy więcej niż w tygodniu.

Jeszcze nie zdążyliśmy tak naprawdę pożegnać się z pandemią, a kolejny cios przyszedł znienacka: wojna na Ukrainie, rosnąca inflacja, galopujący wzrost cen. Jak sytuacja ta odbija się na branży gastronomicznej?

– Ogólnie mówiąc to właściwie czwarty rok kryzysu w naszej branży. Jaki będzie kolejny? Trudno powiedzieć, ceny i koszty rosną: media, produkty, koszty związane z utrzymaniem pracowników, podatki. Są owszem tarcze antyinflacyjne, ale większość z nich skierowane jest do indywidualnego odbiorcy, niestety przedsiębiorca jest obciążany coraz bardziej. Dla nas zawsze zima jest takim cięższym okresem, w tym momencie można powiedzieć, że ta zima będzie kluczowa. Ale wierzymy, że uda się nam ją przetrwać i utrzymać pracowników – mówi pan Łukasz.

Mimo różnych wyzwań, państwo Suktowie swoją działalność prowadzą przeszło 30 lat, co jest zatem źródłem ich sukcesu?

 Jest wiele czynników – mówi pani Maria – na pewno są to i pracownicy, i stali klienci, ale to też jest kawał życia włożonego w to miejsce: pracy, czasu, wyrzeczeń. Na pewno bolesne bardzo byłoby, gdyby trzeba było to miejsce zamknąć, choć ta praca jest naprawdę absorbująca.

Miejmy nadzieję, że ani kryzys, ani rosnące ceny nie odbiorą pasji i zaangażowania właścicielom Zajazdu na Górkach. Mało jest miejsc, gdzie człowiek czuje się jak u siebie, gdzie nie tylko można naprawdę dobrze zjeść, ale i rozgościć się – jak u siebie. W Zajeździe na Górkach nie jest się bowiem kolejnym klientem – jest się gościem, gościem wyczekiwanym i przyjmowanym zawsze z uśmiechem i serdecznością. Nie wystarczy ciężka praca, by stworzyć takie miejsce, trzeba jeszcze do tej pracy mieć serce. A serca prowadzącym Zajazd na Górkach z pewnością nie brakuje.

Marta DuszykMarta Duszyk AUTOR ARTYKUŁU
Absolwentka teatrologii na UJ, wielka miłośniczka książek, lubi spokój, koty i psy; z uwagą obserwuje otaczającą ją rzeczywistość i ludzi. Sekretarz Redakcji Gazety Myślenickiej od grudnia 2019.
Restauracja Zajazd na Górkach o nas
Zajazd na górkach imprezy